You are here:

To create something, we will be proud of – Arkadiusz Sitek, Director of Sano Centre

Dr Arkadiusz Sitek jest od początku 2021 roku Prezesem Zarządu i Dyrektorem Sano – Centrum Medycyny Obliczeniowej w Krakowie. Od lat 90. rozwijał karierę naukową na kanadyjskich i amerykańskich uczelniach oraz w międzynarodowych korporacjach. Po ponad ćwierć wieku zdecydował się na powrót do kraju, aby tworzyć Sano – Centrum Medycyny Obliczeniowej.

Dlaczego po ponad 25 latach kariery za oceanem zdecydował się Pan wrócić do Polski?

Pierwszy powód to oczywiście Sano. Chciałbym, aby ten projekt stał się czymś, z czego możemy być dumni. Aby nasze dokonania naukowe zostały zauważone i docenione w Europie i na świecie. Ale też, żeby nauka szła w parze z przedsiębiorczym, biznesowym podejściem. Nie chcemy robić nauki do szuflady. Chodzi nam także o wymierne efekty w opiece zdrowotnej, które ułatwią pracę lekarzom i pomogą pacjentom. Drugi powód jest bardziej osobisty. Wyjechałem z Polski w latach 90. i choć znalazłem w Ameryce drugi dom, to w sercu cały czas jestem Polakiem. Tęsknota za krajem to ważny element tej układanki. Chciałbym, aby mój syn, który urodził się w USA, poznał polską kulturę i również mógł poczuć się Polakiem.

Jak doszło do tego, że wyjechał Pan z kraju?

Kiedy kończyłem fizykę na Uniwersytecie Warszawskim, w Polsce zachodziły dynamiczne zmiany. Nie było łatwo o karierę naukową, brakowało pieniędzy. Wielu kolegów ze studiów robiło kariery w zupełnie innych dziedzinach – w bankowości, na giełdzie. I to będąc z wykształcenia fizykami. Ja zdecydowałem się wyjechać do Kanady, gdzie wcześniej wyemigrowali moi rodzice. Ale wtedy nie miałem jeszcze sprecyzowanych planów naukowych.

Skąd zatem zainteresowanie fizyką?

Od zawsze dobrze czułem się w przedmiotach ścisłych i rodzice postanowili, że powinienem kształcić się w tym kierunku. W połowie lat 80. trafiłem do warszawskiego liceum PAX, które miało profil  matematyczno-fizyczny. Było to liceum męskie z internatem. Wcześniej mieszkałem z rodzicami w małej wsi pod Częstochową. Z rozrzewnieniem wspominam te czasy, które kojarzą mi się z beztroskim, ale pracowitym dzieciństwem. Rodzice mieli duże plantacje truskawek i często musiałem im pomagać w pracy. To była dobra szkoła życia. Dziś młodzi ludzie często mają wszystko podane na talerzu, a myślę, że dobrze jest poznać wartość pracy fizycznej.

Wyjeżdżając z Polski do USA przeżył Pan szok poznawczy?

Nie, wyjeżdżałem już wcześniej. Szok przeżyłem jako nastolatek, kiedy byłem na Węgrzech, a później w Grecji. Bogactwo kolorów, towarów, ludzi, to wszystko oszałamiało. Ameryka z kolei urzekła mnie krajobrazami i różnorodnością. To przepiękny kontynent, przejechałem USA kilka razy wszerz, ale na pewno zostało mi wiele do zwiedzenia. Poza tym dobrze poznałem różne oblicza Ameryki, bo mieszkałem w różnych miejscach. Od ekskluzywnych przedmieść wielkich miast, po biedne dzielnice Oakland, najbardziej niebezpiecznego miasta w USA. Różnice są wszędzie, wszystko zależy od tego, gdzie się trafi. Zachodnie wybrzeże w okolicach San Francisco podobało mi się najbardziej, tam jest najpiękniej.

A mimo to, rozmawiamy w Polsce.

To jest też piękne. Kiedy przyjechałem do Krakowa, przespałem pierwszą noc i następnego dnia wyszedłem na ulicę, poczułem się, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżał.

Sano mieści się w Centrum Energetyki w AGH, biuro jest przestronne, ale ludzi coraz więcej.

To cieszy, bo nasz sukces zależy właśnie od ludzi, których zdołamy przyciągnąć. Sano ma zapewnione finansowanie, zbudowane podstawy, a teraz musimy się rozwijać. W tym momencie jestem optymistycznie nastawiony. Mamy sześć zespołów badawczych, zatrudniamy naukowców, doktorantów, rozwijamy i inicjujemy projekty. Oczywiście nie zawsze jest z górki, bo wiadomo, że duża część świetnych, polskich naukowców wyjeżdża za granicę. Tam ciągle łatwiej o karierę naukową niż w Polsce. Ale to też staramy się zmienić. Wiem, że wielu młodych ludzi chce robić naukę na najwyższym poziomie w Polsce i my tę możliwość im dajemy.

Powiedzmy w takim razie coś więcej o tym, czym zajmuje się Sano.

Systemy opieki zdrowotnej na całym świecie mają problemy, które, znacznie upraszczając,  sprowadzają się do dwóch kwestii – niedoboru kadry i braku pieniędzy. Dlatego personalizujemy opiekę zdrowotną, co ułatwi  lekarzom podejmowanie decyzji i wyeliminuje zbędne procedury i czynności. Wyobraźmy sobie lekarza, który widzi pacjenta po raz pierwszy. Dzięki personalizacji od razu wie, że w przypadku konkretnej osoby określony lek zadziała, a w przypadku innej osoby nie. Rozmiar danych o każdym człowieku jest olbrzymi. Mnóstwo z nich jest ważnych z punktu widzenia zdrowia. Tworzymy metody, które analizują dane i informują lekarza, co z tego wynika.  

Taki dodatkowy mózg, który pomoże przy podjęciu decyzji?

Dokładnie. Poza tym do tej pory interakcja na linii pacjent – lekarz wyglądała podobnie – oboje spotykali się w pokoju i rozmawiali. Covid to zmienił i jestem przekonany, że zdalna opieka zdrowotna zostanie z nami w większym lub mniejszym wymiarze. To jest pole do popisu dla sztucznej inteligencji. I na koniec bardzo ważny aspekt – Personal Health. W skrócie chodzi o to, że najlepsza opieka to taka, kiedy pacjenci nie chorują. A nie chorują, albo chorują mniej, wtedy, kiedy wiedzą, co mają robić. A my tworzymy systemy, które mają dostarczać tę wiedzę.

Facebook
Twitter
LinkedIn